Oparłeś się o blat, do którego
jeszcze kilka miesięcy temu przyciskałeś jej rozgrzane ciało. Wściekałeś się,
gdy tylko jej obraz stanął Ci przed oczyma. I wściekałeś się na to, jak ją
potraktowałeś, ale byłeś pewny tego, że ona jest Twoja, kurwa, tylko Twoja. Szklanka z sokiem
pomarańczowym rozpadła się na małe kawałeczki, rozbryzgując napój dookoła, gdy
twoja wyobraźnia podsunęła ci jej obraz, pieprzącej się teraz z jakimś
pierwszym, lepszym kutasem. Żeby się odstresować, odreagować tak, jak miała w
zwyczaju. I ta myśl doprowadzała Cię do spazmów i rozbijała kolejną szklankę o
marmurową posadzkę. Ona była tylko twoja. I jest. I żaden inny mężczyzna nie
będzie dotykać tego, co należy do ciebie.
Nie pobiegłeś do niej. Nie
trzasnąłeś drzwiami, zostawiając otwarte mieszkanie i swoje wątpliwości za sobą.
Bo to właśnie wątpliwości wgniotły cię w sofę, z butelką alkoholu w ręce.
Potarłeś nerwowo palcem brodę, wpatrując się w miasto za oknem, zniekształcone
przez strugi deszczu spływające po szybie. Zastanawiałeś się, kiedy przyjechała. Jak
długo obserwowała cię zza szyby. Co już potrafiła wyczytać z twojej mimiki. Co
sobie pomyślała. Interesowało cię wszystko i mogłeś to otwarcie przyznać. Jaki
ma kolor paznokci w tym momencie, czy upięła włosy w kucyk czy w koka, czy
mruży oczy ze zdenerwowania.
- Byłem u niej wczoraj. -
Kovacević klepnął cię w ramię, wyciągając z dłoni szklankę i dokańczając za ciebie.
Wzruszyłeś ramionami, jakby było ci wszystko jedno. W rzeczywistości przed
oczyma już miałeś uliczki, które cię do niej doprowadzą, po nitce do kłębka. -
Wyglądała jak siedem nieszczęść. Podkrążone oczy, czerwone policzki i ten
grymas niezadowolenia na mój widok. Początkowo myślałem, że tylko żartuje. -
Usiadł naprzeciwko ciebie, badając reakcję. Kontynuował, gdy spojrzałeś na
niego bez wyrazu. - Rozumiesz, że ta suka mnie ugryzła?
Pamięć przywołuje jej blond
włosy, opadające na ramiona, gdy siedzi ci na kolanach, w samochodzie,
opierając się plecami o kierownicę. Moment, gdy zagryza prowokująco wargę, co
zawsze doprowadzało cię na skraj opanowania. Jej opuszek palca, drażniący twoją skórę przy
uchu, kreśląc drogę wzdłuż policzka do kącika ust.
- Nie chciała, żebym wszedł, ale
kto by tam się przejmował, przecież to Mela. Przycisnąłem ją do ściany i...
- I co? - Przerwałeś mu,
gwałtownie się podnosząc. Wiedziony impulsem, wściekłością która przesłoniła ci
widzenie, złapałeś go za gardło. - Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, to
cię uszkodzę, skurwielu.
- Wyluzuj, stary. Nie dała się
dotknąć. Ona jest już dla nas stracona. - Cmoknął niedozwolony, wznosząc ręce
do góry, w obronnym geście. - Mocno zaciska nogi. - Usiadłeś na swoim miejscu,
wbijając palce w obicie i przymykając oczy, żeby faktycznie go nie uszkodzić.
Jedyne na co miałeś ochotę, to złapać go za fraki i wywlec stąd, zatrzaskując z
hukiem drzwi.
- Mówiłem coś
ostatnim razem, prawda? To powtórz to, co mówiłem.
- Nie chcę, żebyś to robiła. Z kimkolwiek innym.
- I nie posłuchałaś. Dlaczego?
- Bo... Nie wiem, Boże, daj mi święty spokój. Czego ty tak naprawdę chcesz, co? O co ci chodzi?
- Dalej nic nie rozumiesz.
- Nie, kurwa, nie rozumiem!
- Nie chcę, żebyś to robiła. Z kimkolwiek innym.
- I nie posłuchałaś. Dlaczego?
- Bo... Nie wiem, Boże, daj mi święty spokój. Czego ty tak naprawdę chcesz, co? O co ci chodzi?
- Dalej nic nie rozumiesz.
- Nie, kurwa, nie rozumiem!
- Chcę, żebyś była tylko
moja. Tylko moja.
Tylko moja. To gdzie, do kurwy nędzy, teraz jesteś?
~*~
- I
teraz będę pić, a potem tańczyć. Wytańczę całe to gówno. A potem za nie wypiję.
- Uśmiechnęłaś się, serwując sobie kolejnego shota. Odwróciłaś się w stronę
parkietu, całkowicie pustego. Ruszyłaś na środek, nie przejmując się, że nogi
odmawiały posłuszeństwa potykając się, a od szpilek stopy ci dosłownie mdleją.
- Będę pierdoloną królową parkietu. - Posłałaś oczko w stronę Oktawii, która z
politowaniem pokręciła głową, zgarniając z baru twój kieliszek, żeby nie daj Boże,
nie zachciało ci się więcej. Zamknęłaś oczy, powoli ruszając się w rytm muzyki.
Nie obchodzili cię ludzie wchodzący do opustoszałego baru, nie czułaś
zażenowania ani skrępowania. Przecież gorzej już być nie mogło. Skoro dziwka, to
dlaczego by nie idiotka? Nagle otworzyłaś oczy, odwracając się w stronę
Oktawii, ale zamiast niej napotkałaś parę lodowatych, pochmurnych błękitnych
tęczówek. - Tylko nie mówcie mojej mamie. - Przyłożyłaś palec wskazujący do
ust, uśmiechnęłaś się figlarnie i wzruszyłaś ramionami, odwracając do niego
tyłem. Odchyliłaś głowę do tyłu i zakryłaś twarz, ciężko wzdychając. Obserwował
cię, nie spuszczał z ciebie oka, a ty z każdą sekundą czułaś się coraz bardziej
naga. I nagle ponad sześciomiesięczne pragnienie, żeby cię dotknął, przytulił,
pocałował w czoło stało się nie do zniesienia.
Może i
byś się przestraszyła, czując ciepło czyjegoś ciała, kogoś kto stanął za tobą
nienaturalnie blisko. Ale doskonale znałaś ten bezprecedensowy zapach, który
śmiało wdarł się pomiędzy twoje wątpliwości, skutecznie je rozpraszając.
- Na
dzisiaj wystarczy. - Szepnął, nachylając się nad tobą. Przejechał ciepłą dłonią
wzdłuż twojej ręki, splatając palce waszych prawych dłoni, żeby równocześnie
objąć cię tym ramieniem, opierając o twoją talię i prowadząc do wyjścia. Nie
mogłaś dostrzec delikatnego uśmiechu Oktawii, która skinęła nieznacznie głową w
jego stronę. Nie mogłaś też zobaczyć jego twarzy, gdyż ciągle wpatrywałaś się
jak urzeczona w podłogę. Wolną ręką objęłaś go w pasie, żeby się wesprzeć, gdy
kolejny raz potknęłaś się o nierówny bruk i tylko jego silne ramię uchroniło
cię przed spotkaniem z parterem. Bo jedyną myślą, która kołatała się na tyłach
podświadomości było to, że dno już osiągnęłaś.
Nawet
nie zauważyłaś, kiedy znaleźliście się pod twoim budynkiem. Stanęłaś na
pierwszym schodku, żeby zrównać się z nim twarzą. Żadne z was się nie odezwało,
jedynie mieszała się para waszych oddechów.
- Chcę
być osobą, którą boisz się stracić. - Rzuciłaś, gdy odsunął się, żeby ostatni
raz zlustrować twoją twarz. Nie uśmiechnął się, ale dostrzegłaś drgnięcie ust.
Jakbyś nie wiedziała.
- Już
cię straciłem. I już sie nie boję. - Przez chwilę się wahał, zanim odwrócił się
i odszedł, zakładając na głowę kaptur, a dłonie chowając do kieszeni. Tak samo
jak przekleństwa, którymi siebie obdarzył, gdy tylko zniknął w następnej ulicy.
Bo piorun nigdy nie trafia dwa
razy w to samo miejsce, skarbie.
Josiek, nie bądź dla niej taki okrutny, wiem, że zasłużyła, ale nie możesz tak dłużej robić, bo patrzenie jak się "mijacie" jest najokropniejsze pod słońcem. Pierwsza część rozdziału nadaję się tylko do pokochania, wiesz? Chyba nie można z nią nic innego zrobić. Spadłaś mi dziś z nieba, Gio, bo tak bardzo tego pragnęłam. Przesyłam ci moją miłość.
OdpowiedzUsuńPrzyjmuję ją i będę pielęgnować. Postaram się nie zasuszyć, jak wszystkie dotychczasowe roślinki.
UsuńKurwa.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale znowu mi go zjadł, blogspot jebany.
Wdech i wydech, będzie dobrze, wcale nie mam ochoty wyrzucić laptopa przez okno...
Och, Gio. Wiesz doskonale jak bardzo ja kocham ten odcinek. Bo Jochen, bo wścieka się tak pięknie, bo myślał, że ona jest tylko jego, bo łapie K. za gardło, bo jest w stanie skupić się tylko na niej...
Pięknie to napisałaś.
A to: Już cię straciłem. I już sie nie boję.
to jest najlepsze.
Mówiłam KOPIUJ.
Usuń<3
Najlepsze. Nie tylko dlatego, że po raz kolejny trafiłaś idealnie z piosenką. Głównie dlatego że po prostu najlepsze. Jak zupełnie skomplikowane kłębowisko emocji. Ta zazdrość w Jochenie i to że Mela nie uległa starym nawykom i Nikoli. To jak bardzo on miał ochotę przywalić w zęby Kovacevicowi. To rozstanie zmieniło ich oboje.
OdpowiedzUsuńGenialne.
Za pierwszą część rozdziału dostajesz ode mnie wielką paczkę czego zapragniesz. Czekam na zamówienie. Za drugą część rozdziału też coś dorzucę, ale pierwsza mnie tak zauroczyła, że chyba nic więcej nie powiem. I ta końcówka... Gio, nie lubię, jak mi tak robisz, bo potem czuję się taaaaka beznadziejna i taaaaaaka spragniona dalszej części.
OdpowiedzUsuńNo nareszcie udało mi się nadrobić:)
OdpowiedzUsuńOj Jochen. Powinien trochę ruszyć tym swoim mózgiem i pomyśleć. On myśli, że przez te kilka miesięcy miała każdego, ale nie wie jak bardzo się myli. A ona powinna mu prosto w twarz wykrzyczeć, co z nią się działo.
Czekam na więcej :)
Dobrze przeczytać coś szczerego, coś bardzo bardzo prawdziwego. Dobrze mi tu.
OdpowiedzUsuńGio, a machniesz nam tutaj też coś kiedyś? Bo się stęskniłam bardzo bardzo za twoim Jośkiem ;c
OdpowiedzUsuńJak się uda, to machnę ;)
UsuńKocham cię za samą nadzieję ♥
Usuń