niedziela, 24 sierpnia 2014

Nie dasz o sobie zapomnieć, co? | Odcinek 1


Łapiesz się za głowę, opierając się o drzewo i pochylając do przodu. Wszystko wokół ciebie wiruje, ale jedyne co ci się ciśnie na usta to jest kurewsko dobrze. Jak każdego dnia przez kilka godzin, dopóki nie zaśniesz gdzieś na ławce.  Obracasz w dłoniach ten jego pieprzony breloczek, który zwinęłaś i chyba nie potrzebnie, bo przypominasz sobie o nim zawsze w tym samym momencie. W momencie, w którym mogłabyś już zapomnieć. Odsunąć od siebie wspomnienie jego opuszków, delikatnie wkradających się pod koszulkę, zahaczających o fiżbiny, drażniących się. Ale teraz żadne z was nie było górą, żadne nie miało kontroli.
- Kim ty, kurwa, jesteś? - Wycedziłaś, zaciskając palce na ozdobie, dopóki knykcie ci nie bieleją i ból nie opanowuje całej wewnętrznej części dłoni.
- Zimno jest. Długo tak jeszcze będziesz tu stać? - Mrużysz oczy. Obrazy wokół są bardziej jaskrawe i masz wrażenie, jakby Kamil krzyczał ci prosto do ucha, chociaż stoi kilka metrów dalej, z dłońmi w kieszeniach, stoicko spokojny jak zawsze. Oczyma wyobraźni widzisz go, na rowerku obok ciebie, czekającego aż podniesiesz swój, otrzepiesz kolana i znowu na niego wsiądziesz.
- Mh, idę. - Burczysz, prostujesz się i przekrzywiasz głowę. Wsadzasz dłonie do kieszeni i powoli stawiasz kroki przed siebie, starając się iść prosto, nie zachwiać, chociaż wiesz, że on by się nie śmiał. Łapiesz go pod rękę i w milczeniu przemierzacie ulice Kielc.
- Gosia przywiozła mi z Londynu przepyszną herbatę. Już dawno po siedemnastej, więc 'fajfoklok' nam nie wyjdzie, ale zawsze możemy poudawać. - Wzruszył ramionami, otwierając przed tobą bramkę i delikatnie popychając przed siebie.
- Tylko bez mleka. - Wzdrygasz się na samą myśl o bawarce i przytrzymując poręczy, powoli wspinasz po schodkach. Czekasz, aż Kamil otworzy drzwi i zapali lampkę, która słabo oświetla pomieszczenie. Ale tak było najprzyjemniej. Zrzuciłaś buty i od razu ruszyłaś do kuchni, siadając okrakiem na krześle i opierając głowę o oparcie. - Spakujesz mnie?
- Spakuję, odwiozę, pocałuję w czółko i kopnę na szczęście w tyłek. Zaraz po tym, jak wypijesz herbatę. - Wiesz, że nie żartuje i naprawdę by to zrobił, gdyby się uparł. Z tym, że ty nie chciałaś, żeby cię odwoził. Chciałaś mieć jeszcze te kilka godzin, spędzonych w autobusie, żeby się przygotować psychicznie na widok znanych uliczek i budynków. Te siedem miesięcy w Kielcach nie zmieniły w tobie nic, a przynajmniej tak ci się wydawało. Mimo, że prawda kompletnie różniła się od twoich wyobrażeń. Imprezowałaś, piłaś i zaciskałaś kolana. Niczyja dłoń i przesunęła się po twoim udzie aż do koronkowych majtek przez ostatnie siedem miesięcy. Niczyje dłonie nie wkradły się pod miseczkę stanika, ani go nie rozpięły. Żadne usta nie przycisnęły się do twoich, a mimo to, zdarzało się, że to właśnie one, malinowe wargi, piekły cię, gdy tylko pomyślałaś... - Halo. słuchasz mnie? - Brunet stawia przed tobą gorącą herbatę i strofuje, jak małą dziewczynkę. Ale ty nie jesteś małą dziewczynką. Jesteś nieodpowiedzialna, lekkomyślna, ale chyba najbardziej ze wszystkiego w świecie przerażona.
- Nie, przepraszam. Pójdę się spakować. - Zanim wstajesz zdążasz poparzyć język herbatą, chociaż cię ostrzegano. To takie twoje, takie typowe, takie przewidywalne.

Zamykasz za sobą drzwi, przekręcając kluczyk. Spoglądasz w lustro, na swoje włosy, które sięgają ci już do ramion. Jeden guzik. Przejeżdżasz palcem po delikatnie opuchniętej skórze między oczami. Odwraca cię tyłem do siebie. Szum wody wypełnia pomieszczenie. Moczysz dłonie, po czym przykładasz je do rozgrzanych policzków. Z ulgą przymykasz oczy. Przejeżdża nosem po twojej skórze. Siadasz na brzegu wanny, zginając się wpół i opierając czoło o kolana. Czujesz chłód blatu, do którego przylegają twoje piersi. Wplatasz szczupłe palce między jasne włosy i pociągasz za nie, jakbyś chciała je wyrwać. Tak, żeby zabolało. Och... Kładziesz się na lodowatej posadzce, cicho łkając.  Zostaniesz,bo...