wtorek, 14 kwietnia 2015

Być może roznieciliśmy ten ogień?

Band of Horses - The Funeral

Jęknęłaś, przykładając chłodną ścierkę do czoła. Nie protestowałaś, gdy Cyryl bezceremonialnie wspiął się na twoje udo, żeby odpowiednie miejsce znaleźć na twoim brzuchu. Zmęczenie i przybicie, zmieszane z kacem i kilka razy porządnie wstrząśnięte, gdy potknęłaś się o kapcie, tworzyły mieszankę nie do przetrawienia, skutkującą bólem głowy i bezczynnym wpatrywaniem się w sufit. Uszy, wśród panującej dookoła ciszy, zdołały się wyczulić na dochodzące zza okna dźwięki. Szum przejeżdżającego samochodu, krzyk opryskanej śniegową breją starszej kobiety, trzaskanie drzwiami wejściowymi któregoś z mieszkań. Burczenie w brzuchu i ciche posapywanie Cyryla wprawiały w trans, z którego ciężko się było wyrwać. Usłyszałaś też czyjeś kroki, przeskakiwanie po dwa schodki i pukanie do twoich drzwi. W odpowiedzi, twoją jedyną reakcją było spojrzenie na nogawki spranej piżamy i lakier, odpryskujący z paznokci u stóp. 

- Otwarte. - Sapnęłaś, bez większej siły i nadziei na reakcję tej osoby. - Cyryl, otwórz. - Kot otworzył jedno oko, żeby po chwili znowu je zamknąć i przewrócić się na plecy. - Dzięki, wiedziałam, że można na ciebie liczyć. - Zwaliłaś go z brzucha i podniosłaś się niezręcznie, potrącając przy okazji butelkę żurawinówki, która wywróciła się z łoskotem na ziemię, a jej resztki rozlały dookoła. - No, świetnie kurwa, świetnie. - Machnęłaś ręką, tupiąc gołymi stopami o panele. Spojrzałaś w judasza i przylgnęłaś do drzwi, wstrzymując oddech, jakby osoba stojąca za nimi miała go usłyszeć.

- Ooootwórz Melaaa. Przecież cię nie zgwałcę. - Nicola przestąpił z nogi na nogę, zbliżając się do wizjonera i pokazując skrzyżowane palce. - Obiecuję, że przynajmniej się postaram. - Prychnęłaś, kręcąc głową i odkluczając drzwi.

Spojrzałaś na niego nieufnie, gdy wygodnie rozłożył się na twoim łóżku i złożył ręce za głową. Przystanęłaś w drzwiach sypialni, nie bardzo wiedząc co zrobić i czując się nieswojo w swoim mieszkaniu.

- Właściwie to co cię łączy z Jochenem? - Zapytał ni stąd ni zowąd, a ty poczułaś się jakby strzelił ci z liścia. No właśnie, co cię z nim łączyło? To potworne uczucie w brzuchu na jego widok, ba, nawet na samą myśl? Wypieki na policzkach, gdy chociażby musnął skrawek twojej skóry? Szepty do ucha, wywołujące gęsią skórkę wzdłuż kręgosłupa? Czy jego ciało na twoim, twoja twarz w zagłębieniu jego szyi?

Jeśli słowa byłyby moim językiem
powiedziałabym ci już
we wszystkich tych ładnych słowach
jak bardzo mi na tobie zależy

            Wzruszyłaś ramionami, odwracając oczy w stronę okna i nieznacznie je mrużąc.

- Wiesz, tak pytam, bo nie chciałbym dostać od niego w mordę, albo żeby znowu mnie przydusił. - Kovacević złapał się bezwiednie za szyję, jakby chciał rozmasować to miejsce.  Nie chciałaś pokazać zaskoczenia, ale poczułaś się, jakby żołądek podszedł ci do samego serca. Kącik twoich ust widocznie zadrgał i walczyłaś z tym, żeby na twoje usta nie wpłynął szeroki uśmiech. Bo wtedy zrozumiałaś.

~*~

Ukrywam się tam, gdzie mnie nie znajdziesz
żebyś ty też za mną zatęskniła.
Nie odzywam się już od tygodni,
a pytam siebie nieustannie gdzie jesteś.

Tydzień, dwa tygodnie, trzy tygodnie.
Nigdy nie znalazłabyś odpowiednio dużo czasu, żeby ze sobą walczyć.

- Idę. - Podrzuciłaś breloczek do góry, łapiąc go w locie.
- No, to idź.
- No to idę. - Rzuciłaś do słuchawki. A może bardziej do swojego odbicia w lustrze? Żeby upewnić się w swojej decyzji.
- Idziesz?
- No chyba idę.
- Jezu, Melka, jesteś nie do zniesienia. Masz jakiś problem? Jem obiad, dostanę przez ciebie wrzodów.
- Rozłączam się Kamil.
- Nie, to ja się rozłączam.
- Nie! Nie, poczekaj. - Zagryzłaś wargę, potupując w miejscu. - A co, jeżeli mi nie otworzy?
- Znajdziesz łom i się włamiesz. W filmie zdesperowane laski używają swoich spinek. Trening czyni mistrza.
- Aha, super, dzięki. Bardzo mi pomogłeś. - Sarknęłaś. Po drugiej stronie zaległa cisza, a ty oczyma wyobraźni zobaczyłaś, jak Kamil wzrusza ramionami. I się rozłączyłaś.

Wszystkie ubrania, które zdążyłaś wyjąć z szafy, a które nie zdały egzaminu, zostały rzucone na łóżko. Jak burza przeszłaś przez mieszkanie, pozostawiając je za sobą, nie dając sobie czasu na rozpatrzenie wszystkich wątpliwości.

Zawahałaś się dopiero przed budynkiem Jochena, zataczając ósemki przed drzwiami. Niezliczenie wiele razy podnosiłaś dłoń, celowałaś palcem w mały guziczek, żeby w ostatniej chwili wycofać się, zejść kilka stopni niżej. Zaśmiałaś się, sama z siebie, ze swojego tchórzostwa, bo inaczej tego nazwać nie umiałaś. Zwątpiłaś.

A potem dosłownie jakaś siła wdeptała cię w ziemię. Na chwilę oniemiałaś wstrząśnięta. Zacisnęłaś dłonie w kieszeniach na widok brązowych włosów, okalających jej talię i rozwiewanych przez wiatr. Wyglądała tak idealnie, przy twoich blond strzępach do ramion. Zrobiło ci się niedobrze, a serce boleśnie załomotało, gdy nachylił się do niej, potakując i wybuchając śmiechem na to, co powiedziała. Może to nie on był zazdrosny? Może sobie to wyimaginowałaś? Może to ty byłaś zazdrosna. Byłaś, z pewnością. Każda część ciebie o tym krzyczała. Nogi, jak z waty. Niecierpliwie łomoczące serce, szum krwi w uszach.

Powoli wycofywałaś się do tyłu, licząc że cię nie zauważy. Ale do zakrętu ulicy miałaś jeszcze sporo drogi, a jego brązowe tęczówki w końcu spoczęły na tobie. Zdziwione.

Zostań tutaj aż wzejdzie księżyc
świat zamyka oczy
Zostań tutaj aż wkradnie się noc
Dzień zbliży się ku końcowi

Uśmiechnął się. Uśmiechnął! A w tobie zawrzało. Resztkami silnej woli zmusiłaś się, żeby do niego nie podbiec, nie uderzyć otwartymi dłońmi w klatkę piersiową. Bo jak on śmiał?! Prawda?
Poczułaś się... oszukana. Czułaś pieczenie pod powiekami, ale na przekór temu, też się uśmiechnęłaś.
- Cześć Jochen.
- Przyszłaś do mnie? - Zapytał spokojnie, lustrując cię wymownym spojrzeniem
- Nie, akurat spacerowałam. - Skłamałaś gładko, chyba pierwszy raz, wzruszając ramionami.
- Tutaj? - Mruknął zaczepnie, zerkając przelotnie na szatynkę, która uprzejmie się do ciebie uśmiechała, co teatralnie zignorowałaś.
- Niesamowity zbieg okoliczności, co? - Zaśmiałaś się z widocznie wyczuwalną nutą ironii, może goryczy w twoim tonie. Przekrzywił głowę z rozbawionym wyrazem twarzy, a w kącikach jego oczu ukazały się zmarszczki.
- Faktycznie, niesamowite.
- Zimno się zrobiło. Na mnie już...czas. - Obrzuciłaś szatynkę krótkim spojrzeniem, zaciskając usta.
- Mela? - Podniosłaś na niego wzrok, łudząc się resztkami nadziei, że... - Miłej nocy. - Skinęłaś głową, jakby przyznając rację swoim wątpliwościom i domysłom. Chyba nigdy wcześniej tak bardzo nie chciałaś po prostu zniknąć.
- Wam też, Jochen.

Szaleję, ponieważ tutaj to nie miejsce, w którym chcę być
A satysfakcja jest jak odległe wspomnienie
I nie mogę się powstrzymać
Chcę tylko słyszeć, jak pyta "Czy jesteś mój?"


Wyminęłaś ich, modląc się do boga i tych wszystkich innych świętych popierdoleńców, żeby jak najszybciej stąd odejść. Próbowałaś zdusić w sobie tą iskrę, ledwo tlącą się iskrę nadziei, że zaraz złapie cię za rękę i krzyknie 'żartowałem'. Ale on chyba nie żartował. A przynajmniej nie było żadnego łapania za dłonie, niekwietniowego prima aprilis, nawoływania. Pozwolił ci zniknąć za rogiem ulicy.

Rzeczy, które utraciliśmy w płomieniach
Rzeczy, których już nigdy nie ujrzymy
Wszystko to, co zgromadziliśmy
Spoczywa przed nami, starte w proch

Bolało. Każdy łapczywie łapany oddech w drodze. Usiadłaś na ławce, beznamiętnie wodząc za przyjeżdżającymi i odjeżdżającymi autobusami. Nie chciałaś uciekać. Nie chciałaś niczego, oprócz niego. I nie potrafiłaś sobie z tym poradzić, a co najgorsze, nie umiałaś sobie już wmówić, że wcale tak nie jest.
           
- Melka, Melka, ty durna cipo. - Nikola usiadł obok ciebie, narzucając swoją ciepłą bluzę na twoje zmarznięte ramiona. Chyba pierwszy raz popatrzył na ciebie jak na kłębek siedmiu nieszczęść, ale nie przeszkadzało ci to. Odpalił papierosa, którego końcówka rozżarzyła się na tle ciemniejącego dworca.

- Dzięki, że przyszedłeś. - Zbył to cichym westchnięciem i zrobieniem kilku kółek z dymu.
           
- Patrz, jacy oni są beznadziejni. Wierzą w tą swoją całą miłość. - Machnął papierosem, strzepując popiół, który opadł na jego spodnie. - A miłości nie ma. Jest tylko tak zwana chwila zamroczenia, a potem seks.

- Dla kogoś takiego jak ty, pewnie tak. - Oburzyłaś się, obejmując ramionami. Po chwili kopnęłaś go lekko w łydkę, chociaż gdyby nie był siatkarzem, a nogi jednym z narzędzi jego pracy, to włożyłabyś w to całą swoją furię, która chyba powoli zaczynała ci się wylewać uszami.

- Kogoś takiego jak ja?

- Myślącego fiutem. - Uśmiechnął się, kompletnie niedotknięty twoją uwagą i szturchnął w bok. I to było na tyle pocieszające, żeby zmusić cię do niewyraźnego uśmiechu. Bo skoro Kovacević potrafił się nie przejmować, to czemu miałabyś się tego od niego nie nauczyć. No czemu?

Byłem zapałką, a ty byłaś krzemieniem
Być może roznieciliśmy ten ogień?
Siedzieliśmy osobno i obserwowaliśmy
Wszystko to, co spaliliśmy na stosie


____________
 Już dawno mi się niczego tak dobrze nie pisało.