Mina Oktawii
wyraża bezbrzeżne zdziwienie. Ale nie dostrzegasz cienia strachu, który
przemyka przez jej twarz. Siadasz przy barze i nieśmiało uśmiechasz, jak nie
ty.
- Dasz mi
klucze? - Oktawia bez słowa kładzie na blacie jeden pęk kluczy. Mrużysz oczy, rzucając
jej pytające spojrzenie.
- Drugiego nie
mam. - Odwraca się do Ciebie tyłem, jakby bała spojrzeć w twarz. I w istocie
tak jest.
- Jak to nie
masz?
- On je ma. -
Stawia przed tobą szklankę z Mojito, ale odsuwasz ją od siebie, wstając. -
Mela, ja przepraszam.
- Nic już nie
mów. - Zgarniasz klucze i wychodzisz z baru. Ręce ci się trzęsą, a po ciele raz
po raz przebiega nieprzyjemny dreszcz. Z klatki wydobywa się żałosne
miauknięcie Cyryla, jakby zdawał sobie sprawę z tego, co czujesz w tej chwili.
Chwilę się
wahałaś, zanim przekroczyłaś próg mieszkania. Położyłaś na podłodze torbę i
otworzyłaś klatkę. Cyryl od razu wybiegł na zewnątrz, ginąc za drzwiami
sypialni. On jeszcze pamiętał to mieszkanie. Podążyłaś za nim, stając w progu.
Szybkim spojrzeniem omiotłaś pomieszczenie, a twój wzrok spoczął na wgnieceniu
w prześcieradle, którego nie było, gdy wyjeżdżałaś. Poczułaś, jak ściska ci się
żołądek. Zamrugałaś kilkakrotnie, chcąc powstrzymać łzy. W głowie dudniły ci
ostatnie słowa Kamila. Jego zdecydowane Zrób
to, bo będziesz żałować. To cię tam ciągnie. Dlatego wracasz. Teraz już nie
byłaś pewna, czy dobrze zrobiłaś. Czułaś, jak twoje ciało z każdą chwilą staje
się coraz bardziej wiotkie, a ręce zaczynają się pocić. Zostawiłaś porozrzucane
bagaże w przedpokoju i wyszłaś z mieszkania. Doskonale znałaś drogę, w zasadzie
nic się wokół nie zmieniło. Zerknęłaś przelotnie w szybę restauracji, w której
kiedyś siedzieliście. Łapały cię sentymenty, na co nie pozwalałaś sobie nigdy.
A teraz nawet nie potrzebowałaś się z tego powodu usprawiedliwiać.
Tak szybko jak
szłaś, tak szybko się zatrzymałaś w miejscu. Dosłownie wmurowało cię w ziemię.
Zrobiłaś krok do tyłu, jeszcze raz zaglądając do środka.
-
Nie flirtuj z personelem.
-
Dlaczego?
-
Bo nie podoba mi się to.
-
Zazdrosny?
Wchodzisz do
restauracji, cicho witając się z kelnerem i oznajmiając, że ktoś na ciebie
czeka. Kłamstwa nigdy nie przychodziły ci tak łatwo, dlatego nie patrzysz mu w
oczy. Twój wzrok cały czas jest skupiony na jednym punkcie.
-
Nie rób tego Mela.
-
Nie rób tego Mela, ponieważ...?
-
Ponieważ zaraz zerżnę cię w toalecie tej restauracji, czego chwilowo bardzo bym
sobie nie życzył.
-
A co, jeżeli ja tego chcę?
-
Tu i teraz nie chodzi o to, czego ty chcesz. Nie będę się z tobą pieprzył.
-
Dlaczego?
-
Nie zasługujesz.
Cały czas
obserwujesz jego poważną i zarazem znudzoną minę. Szatynka, siedząca na
przeciwko niego, opiera policzek o dłoń, zalotnie mrużąc oczy i delikatnie się
uśmiechając. O coś go pyta, a on zwięźle odpowiada, odchylając się do tyłu i
wzdychając cicho. Po chwili rozgląda się po pomieszczeniu, jakby wyczuł, że mu
się przyglądasz. I kiedy jego lodowate spojrzenie zatrzymuje się na tobie, masz
ochotę uciec, chociaż jeszcze przed chwilą byłaś tak bardzo wszystkiego pewna.
Już zapomniałaś, w jaki stan potrafił cię wprowadzić Jochen, samym swoim
spojrzeniem. Marszczy brwi, ale wstaje od stolika, nawet nie zwracając uwagi na
oburzoną dziewczynę. W kliku krokach znajduję się przy tobie, na tyle blisko,
żeby kolejny raz odurzyć cię swoim zapachem. I w tamtym momencie masz ochotę
tylko na jedno.
-Nie
mogę być tylko twoja. Bo ty tak naprawdę mnie nie chcesz.
-
Mylisz się. Cholernie się myślisz.
-
Udowodnij.
- Możemy
porozmawiać?
- Słucham. -
Mruknął.
- Ja...
Przepraszam... - Spuściłaś głowę, co chwila otwierając usta, z których nie
wydobywało się żadne słowo. Nie potrafiłaś ubrać swoich myśli w nic logicznego,
w nic, co byłoby odpowiednie właśnie teraz.
- I co? Czego
oczekujesz, co? Że zabiorę cię do toalety i zerżnę na blacie? Bo przecież to
jest to, co lubisz najbardziej, prawda? - Syknął, wbijając swoje palce w twój
nadgarstek. Spojrzałaś na niego z niedowierzaniem. Zamrugałaś kilkakrotnie, nie
pozwalając wydostać się na światło dzienne przemożnemu bólowi, który teraz tobą
zawładnął. Patrzył na ciebie z całą tą złością i zawodem, jaki skumulował przez
te kilka miesięcy. - Przed iloma rozłożyłaś nogi, jak cię tu nie było, co? Ile
fiutów cię wydymało? - Podniósł głos. Poczułaś, jak płoną ci policzki. Nie
tylko ze złości, ale głównie ze wstydu, gdyż kilka par oczu, przy najbliższych
stolikach, zwróciło się właśnie na was. Wyrwałaś rękę z jego uścisku i wybiegłaś
z restauracji, na oślep, wbiegając w kolejne uliczki. Dopiero gdy płuca zaczęły Cię palić żywym ogniem, oparłaś się o ścianę i nachyliłaś, głośno łkając.
- I co się
gapisz?! Spierdalaj! - Wrzasnęłaś do jakiegoś młodego chłopaka, a ostatnie czym
się martwiłaś było to, że on najzwyczajniej w świecie mógł podejść i ci
przywalić. Zamiast tego wzruszył ramionami, założył kaptur na głowę i poszedł
dalej.
A ty szybko
wróciłaś do siebie, zamykając drzwi, zostawiając w zamku klucz i jeszcze
dodatkowo, niepotrzebnie, całkiem irracjonalnie, podsuwając pod nie ciężką
komodę.
Cholera Jochen! Niby trudno się po nim bylo spodziewać innej reakcji, ale kopanie kogos kto przychodzi z czystym szczerym przepraszam to najgorsze co można zrobić.
OdpowiedzUsuńAleś się zrobił, Josiek, kurew... BARDZO miły. Jak tak czytam Jośka, który wyszedł spod Twoich palców, to jestem w stanie uwierzyć we wszystko. W to, że zaraz wskoczy na stół i odtańczy Macarenę albo w to, że wyskoczy w koszulce treningowej na środek boiska, rozejrzy się speszony, pójdzie do kosza z ręcznikami, weźmie koszulkę meczową i pójdzie się przebrać do przejścia, a ja będę to widziała z mojego sekto... A nie, to drugie to akurat widziałam w Spodku. No, i dlatego potem jak czytam to, co Ty piszesz, to widzę Jośka bez koszulki w Spodku, który biegnie na rozgrzewkę.
OdpowiedzUsuńStraciłam wątek.
Chodziło mi o to, że uwielbiam Jośka i uwielbiam Ciebie, więc mam tutaj wszystko, czego potrzebuję do szczęścia!
Nance (która nie pamięta hasła, a jest na innym komputerze :D)
Melduje się! :D
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńNie potrafie powiedzieć żadnego złego słowa na Jośka, ale za to wciąż i wciąż krytykowałabym jej postępowanie. Było mi źle, kiedy wyjechała, niedobrze, kiedy jej nie było, a okropnie, kiedy nie wracała, ale w końcu to zrobiła i choć troszeczkę mi przechodzi. Jośku, jak ja cię uwielbiam.
OdpowiedzUsuń