- Dobra, żeby było jasne. JA nie
będę twoim przyjacielem! - Nikola wycelował w ciebie palec, po czym złapał za
wykałaczkę z oliwką i lubieżnie wsadził ją sobie do ust, patrząc prosto w twoje
oczy.
- Jasne, jasne... - Mruknęłaś,
puszczając oczko. Kompletnie nie robił na tobie wrażenia i nie mogłaś
jednoznacznie stwierdzić, czy to dobrze czy źle.
- Kiedy zdegradowałaś mnie z roli
kochanka do przyjaciela, dlaczego tego nie zauważyłem i jak to zatrzymać? -
Westchnął, opierając się zrezygnowany o bar i pociągając nosem. Popatrzyłaś na
niego z politowaniem, lustrując wzrokiem klub. Na parkiecie tańczył multum
ludzi, a muzyka rozsadzała ci bębenki w uszach, ale podobało ci się to.
Zwłaszcza ten lekki stan zamroczenia, gdzie cokolwiek przestawało mieć
znaczenie i ten moment, w którym czułaś, że w twoich żyłach płyną same
procenty, a świat przybiera różowe kolory.
- I'm
a genie in a bottle, you gotta rub me the
right way if you wanna be with me,
I can make your wish come true! - Zanuciłaś w
rytm klubowego remiksu, mimowolnie poruszając biodrami
- Nie ma
problemu! Mogę cię potrzeć, gdzie tylko chcesz! - Odwróciłaś się w stronę
Kovacevica, popukałaś w czoło, ale ostatecznie złapałaś go za rękę, ciągnąc w
stronę parkietu. Nie zwracałaś uwagi na jego opór i nieszczęśliwe postękiwanie.
Chciałaś tańczyć. Tańczyć i myśleć tylko o tym, że napiłabyś się kolejnego
fenomenalnego drinka z obwódką z cukru wokół szklanki.
Don't
take me home
Till the sun comes up
Till the sun comes up
Till the sun comes up
Till the sun comes up
Zapominałaś się. Tak cudowanie
odlatywałaś ponad wszystko wokół, zamykając oczy i wystawiając twarz do góry.
Czułaś dłonie Kovacevica na swojej talii, wodzące w górę i w dół, ale
kompletnie ci to nie przeszkadzało. Bo byłaś ponad to.
- Chodź, bo oszaleję tutaj zaraz!
- Rzucił ponuro Nikola, ciągnąc cię za sobą pomiędzy ludźmi. Trochę plątały ci
się nogi i raz po raz na kogoś wpadałaś. Siatkarz pociągnął cię po schodkach na
dół, wpychając do jednej z toalet. Zamknął drzwi na zasuwę i przyciągnął do
siebie. Mocno ścisnął w talii i przycisnął do zimnych kafelek. Zamknęłaś oczy,
bo świat niebezpiecznie zawirował, gdy złapał cię mocno pod pośladkami, które
bez cienia delikatności ścisnął. Podsadził cię do góry, zmuszając żebyś oplotła
jego biodra nogami.
- Friends with benefits. Tylko w
to się mogę z tobą bawić. - Sapnął, gdy jego usta minęły o milimetry twoje.
Jego dłoń niecierpliwie zaczęła ugniatać twoją pierś, co w najmniejszym stopniu
nie sprawiało ci przyjemności. Zagryzłaś wargę, dysząc ciężko. Nie o to ci
chodziło. On życzył ci miłego wieczoru, a to w żadnym wypadku pod to nie
podchodziło.
- Zaczekaj. - Zignorował twoją
prośbę, i poczułaś jego usta na twoich. Dłoń, która jeszcze przed chwilą
znajdowała się na piersi, próbowała wkraść pod bluzkę. Zrobiło ci się
niedobrze, od mieszaniny alkoholu i jego języka w twojej buzi. Szarpnęłaś się,
odwracając głowę w bok. - Nicola, do cholery jasnej, powiedziałam nie!
Odsunął się jak poparzony, ale
nic nie powiedział. Zacisnął zęby, po czym uderzył pięścią w drzwi z taką siłą,
że aż podskoczyłaś. Odblokował zasuwę i wyszedł, tak po prostu, zostawiając cię
osłupiałą w środku. Dotknęłaś napuchniętych i piekących od agresywnego
pocałunku warg.
Z otępieniem wyszłaś z kabiny,
ochlapując rozgrzane policzki zimną wodą. Oparłaś się bezsilnie o blat, a gdy
ponownie spojrzałaś w lustro, Kovacević znowu stał za tobą, chyba czując się
równie bezradny co ty. Każde z was oczekiwało czegoś innego, chciało czegoś
innego, konflikt interesów był wyczuwalny na kilometr.
- Przepraszam, ale to po prostu
beznadziejny układ. - Wsadził dłonie w kieszenie i oparł się o ścianę.
Pokiwałaś głową, bo przecież doskonale o tym wiedziałaś. On nie był dla ciebie,
ty nie byłaś dla niego. I chociaż cholernie ciężko było to przyznać, ty już od
kilku miesięcy należałaś do kogoś innego, kto prawdopodobnie spędzał teraz czas
z inną. Policzki zapiekły cię jeszcze bardziej, a pod powiekami zebrały się
łzy, gdy pomyślałaś, że do takiej samej sytuacji jak między tobą a Nicolą mogło
dojść teraz między tamtą szatynką a Jochenem. Wariowałaś. I traciłaś siły z
każdą chwilą.
I
wanna be the one you call, every day and night
Are you gonna be the one who's always gonna treat me right
And when we get together turning down the lights
Need you 100, need you 100 percent and...
Are you gonna be the one who's always gonna treat me right
And when we get together turning down the lights
Need you 100, need you 100 percent and...
~*~
Cały
czas chodzi mi to po głowie
Wciąż o tym myślę
Nie mogę patrzeć jak jesteś z nim
Tak bardzo mnie to rani
Wciąż o tym myślę
Nie mogę patrzeć jak jesteś z nim
Tak bardzo mnie to rani
- Mamy whiskey i... whiskey. -
Wyciągnąłeś dwie butelki zza szklanej szyby, dopiero po chwili orientując się,
że jedna z nich jest kompletnie pusta. Przez chwilę ważyłeś jej ciężar, jakbyś
chciał zważyć ciężar swoich emocji, które w niej utopiłeś. - Właściwie to
jedną. - Mruknąłeś, chyba bardziej do siebie. - Ale nie musimy nic pić, prawda?
Nie
chcę już nigdy być samotny
Nie chcę tego żałować
Nie chcę przekonać się, że kolejna ukochana w moich drzwiach
To jeszcze jedno złamane serce na mojej liście
Nie chcę tego żałować
Nie chcę przekonać się, że kolejna ukochana w moich drzwiach
To jeszcze jedno złamane serce na mojej liście
Nic o niej nie wiedziałeś. Przedstawiała
się na początku, ale nawet nie zadałeś sobie kłopotu, żeby zapamiętać jej imię,
czy chociaż słowo, które wypowiedziała. Oboje wiedzieliście po co tutaj
jesteście. Sprawy biznesowe zeszły na bok, a myśli raz po raz posyłałeś w
jednym kierunku. I chociaż chciałeś widzieć tą szatynkę pod sobą, podświadomość
podsuwała ci kompletnie inny scenariusz.
- Pozwolisz, że nie będziemy się
bawić w uprzejmości. - Zbliżyłeś się do niej, zdecydowanie górując nad nią
wzrostem.
- Oczywiście. - Szepnęła i
zaczęła cofać się w stronę twojej sypialni, powolnymi ruchami odpinając guzik
za guzikiem swojej prowokacyjne opinającej się na piersiach koszuli. Ruszyłeś z
miejsca dopiero, gdy zniknęła za drzwiami. Siadła na brzegu twojego łóżka,
palcami wytyczając ścieżkę od ucha po dekolt. Nie czekałeś. Złapałeś ją pod
kolanami, pozwalając objąć za szyję i rzuciłeś w pościel, zdzierając kusą
spódniczkę razem z bielizną. Ustami zostawiłeś ślad na szyi, schodząc niżej.
Mimowolnie uśmiechnąłeś się z satysfakcją, gdy oddech dziewczyny przyśpieszył.
Ponownie zrównałeś się z nią twarzą. Nie obchodziło cię, co sprawia jej
przyjemność. Nawet nie zerwałeś stanika z jej nabrzmiałych piersi. Chciałeś
tylko brać. To miało być dla ciebie, nie dla niej. Zamykasz oczy.
Zagryziona warga. Blond włosy opadające na twarz. Jej drobne
ciało pod twoim. Niepewny, przerażony wzrok. Twoje dłonie na jej nadgarstkach,
unieruchamiające ją pod tobą. Naglące spojrzenie, szukające jej tęczówek.
- Zostaniesz. Bo ja się z tobą nie pieprzyłem, tylko
kochałem.
Kiedy to się
wydarzyło? Ile czasu minęło, pozwalając na to, żebyście tak koncertowo to
spieprzyli?
- Kurwa. -
Zatrzymałeś się gwałtownie, otwierając oczy, które napotkały niebieskie,
zupełnie obce tęczówki. Adrenalina, a może po prostu wściekłość buzowała w
tobie z całą mocą. Wstałeś, rzucając dziewczynie jej ubrania i zakładając swój
t-shirt. Chciałeś, żeby jak najszybciej się stąd wyniosła. Niespokojnie
zacząłeś krążyć po salonie, trzymając się od czegokolwiek, co potencjalnie
mogłoby się roztłuc o podłogę lub ścianę. Trzaśnięcie drzwiami uświadomiło ci,
że to już. Że jesteś kretynem, który nie potrafi się pozbierać i pokierować
swoim życiem jak trzeba. Że nie umiesz odciąć się od tego co było. Że to już
nie dawny Jochen, nie ma panienek na jedną noc. A najgorsze jest to, że za tym
nie tęsknisz
Nie
chcę już nigdy się denerwować
Przecież wiesz, że nie mógłbym tego znieść
Więc mówiąc, że mnie kochasz, bądź tego pewna
Bo nie chcę być już nigdy samotny
Przecież wiesz, że nie mógłbym tego znieść
Więc mówiąc, że mnie kochasz, bądź tego pewna
Bo nie chcę być już nigdy samotny
~*~
- Dawaj. - W tym samym momencie
co Kovacević zlizałaś sól ze swojej dłoni, wypiłaś shota tequili i wgryzłaś się
w limonkę. Twarz wygiął ci grymas, gdy poczułaś w gardle żywy ogień. Oczy
zaszły ci łzami i zerknęłaś na Nicolę, który chyba cierpiał równie mocno co ty.
Świat bujał już na wszystkie
strony, pod każdymi możliwymi kontami.
- Kończymy. Do domu. Bo się
zrzygam. - Zarządził siatkarz, obejmując cię w pasie. Żadne z was nie mogło
utrzymać równowagi. W stronę twojego domu szliście wzdłuż ścian i płotów.
Roześmiałaś się na głos, zakrywając usta, gdy Nicola zwymiotował w krzaki.
Jedyne o czym pomyślałaś, to że dobrze, że nie zwymiotował w krzakach obok
twojego domu. A potem znowu się zaśmiałaś, uświadamiając nonsens sytuacji. Byliście
żałośni.
- Jestem lepsza. - Wymamrotałaś,
rozkładając na betonowych schodach. Mieszkanie było praktycznie w zasięgu ręki,
ale chłodne powietrze przyjemnie cię owiewało, sprawiając że nudności było
odrobinę mniej dokuczliwe.
- Wstawaj. Idziemy sie bzzzykać.
- To było na tyle nieprzekonujące, że nawet nie uchyliłaś oka, a Nicola nie
protestował, tylko usiadł obok ciebie.
- Nie chce się z
tobą bzykać. Nie kocham cię. Chcę Jochena.
- Jeeeeezu, jak
to się dzieje?
- Co?
- Że mówisz i
masz. Też tak chcę. - Kilka razy zdążył pstryknąć sobie przed nosem palcami,
jakby to był koncert życzeń, zanim doszedł do ciebie sens jego słów.
A gdybym ja pasował do ciebie?
A gdybyś ty pasowała do mnie?
A gdybym objął cię tak, aż stalibyśmy się jednością?
A gdyby to był raj?
A gdybyśmy byli symfoniami?
A gdybym oddał całe życie, by odnaleźć sposób na bycie z tobą?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKonta przekrecone w końcu.
UsuńNareszcie, bo tęskniłam <3
Och, Gio! Jak mogłaś przerwać nam to w takim momencie! Ja nie chcę się tak bawić, masz tu jak najszybciej wrócić i pokazać mam co jest dalej! Uwielbiam tę dwójkę. Po prostu ich uwielbiam. Pół dnia zajęło mi przypomnienie sobie jak Mela ma na imię i proszę Cię, powiedz mi, że ona naprawdę miała na imię Mela. I przez ten fragment z pierwszej części (w sumie jeden z moich ulubionych, ale to nieważne) przypomniało mi się jak Jochen jej tak pięknie mówił, że ona będzie tylko jego. No i co? I jest tylko jego, a mi się to okropnie podoba! Nie każ nam długo czekać, tak ładnie prosimy!
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu Mela :)
UsuńPostaram się, żebyście długo nie czekali, ale tradycyjnie nic nie obiecuję :)
OJEJ, GIO, OJEJ. Wiesz, że kocham Jochena najbardziej ze wszystkich i to, co tutaj robisz to... No cóż, następne ojej. Ta pani wyżej, zwana femme, napisała same mądre rzeczy i podpisuję się pod jej wypowiedzią wszystkimi moimi kończynami.
OdpowiedzUsuńDziękować :D
UsuńCześć Gio,
OdpowiedzUsuńczytam, mówiłam Ci, że czytam. I się zachwycam niesamowicie. Kocham Melę, kocham Jochena. Nawet Kovacevica kocham. W Twoim wydaniu jestem bardzo na tak.
I czekam na to, co teraz będzie. Bo oboje się zmienili. Bo oboje nie mogą bez siebie żyć. Ale czasem po prostu ze sobą być nie można, nawet jeśli bardzo się tego chce.
Też chcę tak sobie pomyśleć i mieć jak Melka. To jest fajne, bardzo fajne.
No i to by było na tyle.
Czekam na Ciebie tutaj, nie zwieję :*
Napisałabym ze swojego konta, no ale po co masz mi się plątać po blogach, marnować na nie czas, wystarczy że wiesz, że ja to ja (albo i nie, ale kij).
Your K. <3
I czemu ja jeszcze tego nie skomentowałam. Nie ogarniam. Wyjebongo na życie a la Nikola. Chciałbym tak mieć. I Jochena za pstryknięciem paluszków też.
OdpowiedzUsuńAlbo Nikolę (bo przecież nie powiem że najchętniej to tego nieśmiałego nowego który jest tutaj...). Tęskniłam bardzo
UsuńPrzygnała mnie tu tęsknota. Do rozdziału powyżej przedziwnie dobrze pasuje soundtrack z Kill Billa.
UsuńJa, ja chcę więcej...
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie napisać nic senownego, rozłożyłaś mnie na łopatki. Pochlonęłam wszystkie rozdziały na raz, treaz pozostaje mi tylko czekać.
Gratuluję talentu i życzę dużo, dużo weny!
Narkotyzuje się twoją twórczością w środku nocy. Nic się nie zmieniło.
OdpowiedzUsuń