Band of Horses - The Funeral
Jęknęłaś, przykładając chłodną ścierkę do czoła. Nie protestowałaś, gdy Cyryl bezceremonialnie wspiął się na twoje udo, żeby odpowiednie miejsce znaleźć na twoim brzuchu. Zmęczenie i przybicie, zmieszane z kacem i kilka razy porządnie wstrząśnięte, gdy potknęłaś się o kapcie, tworzyły mieszankę nie do przetrawienia, skutkującą bólem głowy i bezczynnym wpatrywaniem się w sufit. Uszy, wśród panującej dookoła ciszy, zdołały się wyczulić na dochodzące zza okna dźwięki. Szum przejeżdżającego samochodu, krzyk opryskanej śniegową breją starszej kobiety, trzaskanie drzwiami wejściowymi któregoś z mieszkań. Burczenie w brzuchu i ciche posapywanie Cyryla wprawiały w trans, z którego ciężko się było wyrwać. Usłyszałaś też czyjeś kroki, przeskakiwanie po dwa schodki i pukanie do twoich drzwi. W odpowiedzi, twoją jedyną reakcją było spojrzenie na nogawki spranej piżamy i lakier, odpryskujący z paznokci u stóp.
Jęknęłaś, przykładając chłodną ścierkę do czoła. Nie protestowałaś, gdy Cyryl bezceremonialnie wspiął się na twoje udo, żeby odpowiednie miejsce znaleźć na twoim brzuchu. Zmęczenie i przybicie, zmieszane z kacem i kilka razy porządnie wstrząśnięte, gdy potknęłaś się o kapcie, tworzyły mieszankę nie do przetrawienia, skutkującą bólem głowy i bezczynnym wpatrywaniem się w sufit. Uszy, wśród panującej dookoła ciszy, zdołały się wyczulić na dochodzące zza okna dźwięki. Szum przejeżdżającego samochodu, krzyk opryskanej śniegową breją starszej kobiety, trzaskanie drzwiami wejściowymi któregoś z mieszkań. Burczenie w brzuchu i ciche posapywanie Cyryla wprawiały w trans, z którego ciężko się było wyrwać. Usłyszałaś też czyjeś kroki, przeskakiwanie po dwa schodki i pukanie do twoich drzwi. W odpowiedzi, twoją jedyną reakcją było spojrzenie na nogawki spranej piżamy i lakier, odpryskujący z paznokci u stóp.
- Otwarte. - Sapnęłaś, bez
większej siły i nadziei na reakcję tej osoby. - Cyryl, otwórz. - Kot otworzył
jedno oko, żeby po chwili znowu je zamknąć i przewrócić się na plecy. - Dzięki,
wiedziałam, że można na ciebie liczyć. - Zwaliłaś go z brzucha i podniosłaś się
niezręcznie, potrącając przy okazji butelkę żurawinówki, która wywróciła się z
łoskotem na ziemię, a jej resztki rozlały dookoła. - No, świetnie kurwa,
świetnie. - Machnęłaś ręką, tupiąc gołymi stopami o panele. Spojrzałaś w
judasza i przylgnęłaś do drzwi, wstrzymując oddech, jakby osoba stojąca za nimi
miała go usłyszeć.
- Ooootwórz Melaaa. Przecież cię
nie zgwałcę. - Nicola przestąpił z nogi na nogę, zbliżając się do wizjonera i
pokazując skrzyżowane palce. - Obiecuję, że przynajmniej się postaram. -
Prychnęłaś, kręcąc głową i odkluczając drzwi.
Spojrzałaś na niego nieufnie, gdy
wygodnie rozłożył się na twoim łóżku i złożył ręce za głową. Przystanęłaś w
drzwiach sypialni, nie bardzo wiedząc co zrobić i czując się nieswojo w swoim
mieszkaniu.
- Właściwie to co cię łączy z
Jochenem? - Zapytał ni stąd ni zowąd, a ty poczułaś się jakby strzelił ci z
liścia. No właśnie, co cię z nim łączyło? To potworne uczucie w brzuchu na jego
widok, ba, nawet na samą myśl? Wypieki na policzkach, gdy chociażby musnął
skrawek twojej skóry? Szepty do ucha, wywołujące gęsią skórkę wzdłuż
kręgosłupa? Czy jego ciało na twoim, twoja twarz w zagłębieniu jego szyi?
Jeśli słowa byłyby moim językiem
powiedziałabym ci już
we wszystkich tych ładnych słowach
jak bardzo mi na tobie zależy
powiedziałabym ci już
we wszystkich tych ładnych słowach
jak bardzo mi na tobie zależy
Wzruszyłaś ramionami, odwracając oczy w stronę okna i nieznacznie je mrużąc.
- Wiesz, tak
pytam, bo nie chciałbym dostać od niego w mordę, albo żeby znowu mnie
przydusił. - Kovacević złapał się bezwiednie za szyję, jakby chciał rozmasować
to miejsce. Nie chciałaś pokazać
zaskoczenia, ale poczułaś się, jakby żołądek podszedł ci do samego serca. Kącik
twoich ust widocznie zadrgał i walczyłaś z tym, żeby na twoje usta nie wpłynął
szeroki uśmiech. Bo wtedy zrozumiałaś.
~*~
Ukrywam się tam, gdzie mnie nie znajdziesz
żebyś ty też za mną zatęskniła.
Nie odzywam się już od tygodni,
a pytam siebie nieustannie gdzie jesteś.
żebyś ty też za mną zatęskniła.
Nie odzywam się już od tygodni,
a pytam siebie nieustannie gdzie jesteś.
Tydzień, dwa
tygodnie, trzy tygodnie.
Nigdy nie
znalazłabyś odpowiednio dużo czasu, żeby ze sobą walczyć.
- Idę. -
Podrzuciłaś breloczek do góry, łapiąc go w locie.
- No, to idź.
- No to idę. -
Rzuciłaś do słuchawki. A może bardziej do swojego odbicia w lustrze? Żeby
upewnić się w swojej decyzji.
- Idziesz?
- No chyba idę.
- Jezu, Melka,
jesteś nie do zniesienia. Masz jakiś problem? Jem obiad, dostanę przez ciebie
wrzodów.
- Rozłączam się
Kamil.
- Nie, to ja się
rozłączam.
- Nie! Nie,
poczekaj. - Zagryzłaś wargę, potupując w miejscu. - A co, jeżeli mi nie
otworzy?
- Znajdziesz łom
i się włamiesz. W filmie zdesperowane laski używają swoich spinek. Trening
czyni mistrza.
- Aha, super,
dzięki. Bardzo mi pomogłeś. - Sarknęłaś. Po drugiej stronie zaległa cisza, a ty
oczyma wyobraźni zobaczyłaś, jak Kamil wzrusza ramionami. I się rozłączyłaś.
Wszystkie
ubrania, które zdążyłaś wyjąć z szafy, a które nie zdały egzaminu, zostały
rzucone na łóżko. Jak burza przeszłaś przez mieszkanie, pozostawiając je za
sobą, nie dając sobie czasu na rozpatrzenie wszystkich wątpliwości.
Zawahałaś się
dopiero przed budynkiem Jochena, zataczając ósemki przed drzwiami. Niezliczenie
wiele razy podnosiłaś dłoń, celowałaś palcem w mały guziczek, żeby w ostatniej
chwili wycofać się, zejść kilka stopni niżej. Zaśmiałaś się, sama z siebie, ze
swojego tchórzostwa, bo inaczej tego nazwać nie umiałaś. Zwątpiłaś.
A potem
dosłownie jakaś siła wdeptała cię w ziemię. Na chwilę oniemiałaś wstrząśnięta.
Zacisnęłaś dłonie w kieszeniach na widok brązowych włosów, okalających jej
talię i rozwiewanych przez wiatr. Wyglądała tak
idealnie, przy twoich blond strzępach do ramion. Zrobiło ci się niedobrze, a
serce boleśnie załomotało, gdy nachylił się do niej, potakując i wybuchając
śmiechem na to, co powiedziała. Może to nie on był zazdrosny? Może sobie to
wyimaginowałaś? Może to ty byłaś
zazdrosna. Byłaś, z pewnością. Każda część ciebie o tym krzyczała. Nogi, jak z
waty. Niecierpliwie łomoczące serce, szum krwi w uszach.
Powoli wycofywałaś
się do tyłu, licząc że cię nie zauważy. Ale do zakrętu ulicy miałaś jeszcze
sporo drogi, a jego brązowe tęczówki w końcu spoczęły na tobie. Zdziwione.
Zostań tutaj aż wzejdzie księżyc
świat zamyka oczy
Zostań tutaj aż wkradnie się noc
Dzień zbliży się ku końcowi
świat zamyka oczy
Zostań tutaj aż wkradnie się noc
Dzień zbliży się ku końcowi
Uśmiechnął się. Uśmiechnął! A w
tobie zawrzało. Resztkami silnej woli zmusiłaś się, żeby do niego nie podbiec,
nie uderzyć otwartymi dłońmi w klatkę piersiową. Bo jak on śmiał?! Prawda?
Poczułaś
się... oszukana. Czułaś pieczenie pod powiekami, ale na przekór temu, też się
uśmiechnęłaś.
- Cześć Jochen.
- Przyszłaś do mnie? - Zapytał
spokojnie, lustrując cię wymownym spojrzeniem
- Nie, akurat spacerowałam. -
Skłamałaś gładko, chyba pierwszy raz, wzruszając ramionami.
- Tutaj? - Mruknął zaczepnie,
zerkając przelotnie na szatynkę, która uprzejmie się do ciebie uśmiechała, co
teatralnie zignorowałaś.
- Niesamowity zbieg okoliczności,
co? - Zaśmiałaś się z widocznie wyczuwalną nutą ironii, może goryczy w twoim
tonie. Przekrzywił głowę z rozbawionym wyrazem twarzy, a w kącikach jego oczu
ukazały się zmarszczki.
- Faktycznie, niesamowite.
- Zimno się zrobiło. Na mnie
już...czas. - Obrzuciłaś szatynkę krótkim spojrzeniem, zaciskając usta.
- Mela? - Podniosłaś na niego
wzrok, łudząc się resztkami nadziei, że... - Miłej nocy. - Skinęłaś głową,
jakby przyznając rację swoim wątpliwościom i domysłom. Chyba nigdy wcześniej tak
bardzo nie chciałaś po prostu zniknąć.
-
Wam też, Jochen.
Szaleję, ponieważ tutaj to nie miejsce, w którym chcę być
A satysfakcja jest jak odległe wspomnienie
I nie mogę się powstrzymać
Chcę tylko słyszeć, jak pyta "Czy jesteś mój?"
A satysfakcja jest jak odległe wspomnienie
I nie mogę się powstrzymać
Chcę tylko słyszeć, jak pyta "Czy jesteś mój?"
Wyminęłaś ich, modląc się do boga
i tych wszystkich innych świętych popierdoleńców, żeby jak najszybciej stąd
odejść. Próbowałaś zdusić w sobie tą iskrę, ledwo tlącą się iskrę nadziei, że
zaraz złapie cię za rękę i krzyknie 'żartowałem'.
Ale on chyba nie żartował. A przynajmniej nie było żadnego łapania za dłonie,
niekwietniowego prima aprilis, nawoływania. Pozwolił ci zniknąć za rogiem
ulicy.
Rzeczy, które utraciliśmy w płomieniach
Rzeczy, których już nigdy nie ujrzymy
Wszystko to, co zgromadziliśmy
Spoczywa przed nami, starte w proch
Rzeczy, których już nigdy nie ujrzymy
Wszystko to, co zgromadziliśmy
Spoczywa przed nami, starte w proch
Bolało. Każdy
łapczywie łapany oddech w drodze. Usiadłaś na ławce, beznamiętnie wodząc za
przyjeżdżającymi i odjeżdżającymi autobusami. Nie chciałaś uciekać. Nie
chciałaś niczego, oprócz niego. I nie potrafiłaś sobie z tym poradzić, a co
najgorsze, nie umiałaś sobie już wmówić, że wcale tak nie jest.
- Melka, Melka,
ty durna cipo. - Nikola usiadł obok ciebie, narzucając swoją ciepłą bluzę na
twoje zmarznięte ramiona. Chyba pierwszy raz popatrzył na ciebie jak na kłębek
siedmiu nieszczęść, ale nie przeszkadzało ci to. Odpalił papierosa, którego
końcówka rozżarzyła się na tle ciemniejącego dworca.
- Dzięki, że
przyszedłeś. - Zbył to cichym westchnięciem i zrobieniem kilku kółek z dymu.
- Patrz, jacy
oni są beznadziejni. Wierzą w tą swoją całą miłość. - Machnął papierosem,
strzepując popiół, który opadł na jego spodnie. - A miłości nie ma. Jest tylko tak
zwana chwila zamroczenia, a potem seks.
- Dla kogoś
takiego jak ty, pewnie tak. - Oburzyłaś się, obejmując ramionami. Po chwili
kopnęłaś go lekko w łydkę, chociaż gdyby nie był siatkarzem, a nogi jednym z
narzędzi jego pracy, to włożyłabyś w to całą swoją furię, która chyba powoli
zaczynała ci się wylewać uszami.
- Kogoś takiego
jak ja?
- Myślącego
fiutem. - Uśmiechnął się, kompletnie niedotknięty twoją uwagą i szturchnął w
bok. I to było na tyle pocieszające, żeby zmusić cię do niewyraźnego uśmiechu.
Bo skoro Kovacević potrafił się nie przejmować, to czemu miałabyś się tego od
niego nie nauczyć. No czemu?
Byłem zapałką, a ty byłaś krzemieniem
Być może roznieciliśmy ten ogień?
Siedzieliśmy osobno i obserwowaliśmy
Wszystko to, co spaliliśmy na stosie
Być może roznieciliśmy ten ogień?
Siedzieliśmy osobno i obserwowaliśmy
Wszystko to, co spaliliśmy na stosie
____________
Już dawno mi się niczego tak dobrze nie pisało.